Jeszcze przed pierwszą edycją Żywej Biblioteki, była u mnie redaktorka z którejś z wrocławskich gazet. Rozmawialiśmy o życiu i powiedziałem jej, że mam zdiagnozowane uzależnienie nawet od książek. Miałem 5 lat jak babcia mnie nauczyła czytać. I zacząłem czytać książki wręcz nałogowo. Im gorzej się działo w moim życiu tym więcej czytałem. W momencie jak zacząłem zmieniać swoje życie i pomagać ludziom, jakoś papierowe książki przestały być dla mnie atrakcyjne. Kiedyś się mnie ktoś zapytał, czemu teraz nie czytam? Odpowiedziałem, że teraz czytam żywe książki, czyli ludzi, którzy do mnie przychodzą po pomoc. Każdy ze swoją piękną historią. Nie miałem potrzeby ucieczki w inne światy. Krótko po tym zadzwoniła do mnie Dorota i zaprosiła do udziału w projekcie. Jak tylko usłyszałem termin: Żywa Książka, to aż przeszły mnie ciarki. No myślę sobie jak się pięknie pętelka domknęła! I tak już 10 lat trwa ta przygoda i wierzę, że to zmienia świat. Są to kropelki, które sączymy, żeby świat stał się lepszy.
Największą siłą Żywej Biblioteki jest kontakt Czytelnik – Książka. To dotknięcie empatią, emocjami, sercem i umysłem. To takie spotkanie… bardzo bliskie. Ja jestem osobą mocno empatyczną, nieszczęśliwym posiadaczem wysokiej wrażliwości i czuję to od ludzi, jak mocno to przeżywają. Czasem trudno im łzy powstrzymać, czy jakieś emocje, czy jak się żegnamy to widać to w ich oczach lub uścisku dłoni, że to jest coś co mocno ich dotknęło.
Zapraszam. Spróbujcie przeżyć i poczuć coś dobrego. Jeśli chcecie się spotkać naprawdę z człowiekiem i nie mówić do niego, tylko rozmawiać z nim, to tu jest taka szansa. Mogę zapewnić czytelników, że jest to ślad, który zostanie na całe życie. To są zawsze mocne spotkania.